Wróciliśmy do szpitala.
Na nasze trzecie piętro, tylko na nie covidową stronę. Jesteśmy w pokoju 2-osobowym (wolę jednak warunki osobnego pomieszczenia;-)
Dziś tylko pobranie krwi i spotkanie z anestezjologiem. Jutro z samego rana planowe (33 dzień indukcji) pobranie szpiku i punkcja lędźwiowa z podaniem leku do kręgosłupa. I być może wrócimy do domu na kilka dni.
Chłopiec z pokoju (też białaczka limfoblastyczna, ale dalszy etap leczenia) miał dziś punkcję lędźwiową - tylko na "głupim jasiu". Zabieg zniósł bez problemu, jego mama powiedziała że nawet nie pisnął. Ja z pierwszej punkcji Wiktora mam bardzo złe wspomnienia.
12-latek z Ukrainy z neuroblastomą pojechał dziś na chirurgię. Wiem, że ściągnięto jego tatę z Ukrainy, pozwolono mu pojechać do syna.
Mały chłopiec, o którym wcześniej pisałam, nadal w szpitalu. Ma założoną sondę przez nos do żołądka żeby pobudzić go do pracy. Jego mama jest bardzo zmęczona tym ciągłym pobytem w szpitalu. Może w domu maluch by "odżył", ale wyniki nie pozwalają lekarzom puścić go do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz