Dziś towarzyszy mi złość i wkurzenie.
Wkurzały mnie dziś dzieci (tak, moje własne) i inni rykoszetem też.
Wkurza mnie, że mimo że NIE CHODZĘ DO PRACY wciąż jest coś do zrobienia, załatwienia, zadzwonienia, zakupy, obiad, posprzątać po obiedzie, pomyśleć nad tym i tamtym, sprawdzić to i to... Książkę czytam - z 2 strony - jak jem śniadanie, potem już nie ma kiedy. Wiem - życie dorosłego. Normalne. Ale i tak mnie to wkurza;-)
Co chwilę słyszę - mamo, zrobisz herbatki? Przyjdziesz? Podasz mi to? Pomożesz? Jestem głodny. Mogę to i to?
Do tego wieczne gadanie o jedzeniu. Teraz Wiksa wzięło na pomidorową z baru mlecznego (pojechałam, kupiłam) i klopsiki z Ikea (no nie, błagam, no way).
Wkurza mnie, że się NIE WYRABIAM. Mimo bycia w domu. 😤
ps. W głowie mi dźwięczy Porozumienie bez przemocy, które mówi, że to nie inni mnie wkurzają tylko moje niezaspokojone potrzeby. W głębi się z tym zgadzam. Wiem czego potrzebuję i to jest kojąca świadomość.
Ale i tak idę spać wkurzona. Tak wybieram 😉 Jutro będzie lepiej.
Rano wracamy do szpitala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz