Rano Wiktor podchodzi do mnie i płacz - nie chcę wracać do szpitala. Trwało to chwilę, uspokoił się i mogliśmy jechać.
Wyniki morfologii krwi bardzo przyzwoite. Ilość leukocytów po raz pierwszy od diagnozy mieści się w widełkach :-)
Broviac trochę "szwankuje" i działa, ale tylko w jedną stronę. Przy pobieraniu krwi krew nie chce lecieć. Trzy pielęgniarki były przy nim, masowały go, wyginały, stosowały wszystkie możliwe chwyty i nic. Trwało to naprawdę długo, w końcu zaczął płakać bo miał dosyć. Panie nie miały wyjścia, pobrały krew tradycyjnie. Teraz ma coś wstrzyknięte do broviaca żeby można było tą drogą krew pobierać. Wiktor nigdy nie robił problemu z pobierania krwi, ale co innego mieć ją pobieraną raz na pól roku, a co innego co kilka dni.
Dziś miał punkcję lędźwiową. "Ogłupią mnie" więc chcę dzisiaj. Dostał "głupiego jasia" i okazało się, że myślał, że od razu straci świadomość i nie będzie wiedział co się z nim dzieje, a było inaczej. Bał się zabiegu, trochę płakał, ale w końcu powiedział, że jest gotowy. Punkcja poszła bardzo sprawnie, nie krzyczał, nie płakał, trwało to chwilę. Potem spał prawie 3 godziny. Po obudzeniu się powiedział, że pamięta jak leżał na łóżku w zabiegowym a potem już nic.
Na oddziale mało dzieci, panuje cisza i spokój. Około 21 usłyszeliśmy śmiechy na korytarzu więc wyszliśmy i poznaliśmy dwójkę dzieci (w zasadzie jedno dziecko i 17-latkę chorą na białaczkę szpikową) wraz z rodzicami. Bawili się w berka :-))) Dołączyliśmy, było wesoło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz